Luty 1946, rok od tragicznego marszu…
ODSŁUCHAJ. Następnie znajdź człowieka i wykonaj zadanie.
Przed wojną sala należała do Ludwika i Anastazji Jasiewiczów. Odbywały się w niej przedstawienia, znajdowała się tam też restauracja i sklep kolonialny. W czasie okupacji sala przeszła w ręce Niemca Wittbrota, wówczas z karczmy korzystali Niemcy. Po wojnie budynek wrócił do dawnych właścicieli, odtąd Salę nazywaliśmy u Semaka.
Na początku 1945 roku oprócz karczmy znajdował się tam magazyn, w którym miedzy innymi przechowywano chleb. Czesiu Sirocki opowiadał mi, że gdy z paroma kolegami kręcił się koło poczty po drugiej stronie ulicy, przyszedł do nich policjant Badziąg i kazał iść ze sobą tu do Sali Wittbrota. Tam w jednym z pomieszczeń, zamkniętym na kłódkę, było pełno czerstwego chleba. Gdy strażnicy zatrzymali kolumnę więźniów na ulicy, chłopcy rzucali im ten chleb. Długo to nie trwało, Wachmani krzyczeli na więźniów, że mają się ruszać! Popędzali, żeby szybko szli dalej. Oni bardzo wolno się poruszali, prawie dreptali w miejscu. Dzięki temu udało się większą ilość tego chleba im dostarczyć… [M.Wejer, Stutthof idzie!, film]
W lutowe wieczory, gdy przygotowywałyśmy zaopatrzenie dla więźniów nocujących w kościołach, słyszałyśmy tam jęki i płacz, inaczej było w Sali u Wittbrota, gdzie ulokowało się dowództwo i straż obozowa. Tam głównie dochodziły do nas pijackie śpiewy i wesołe pokrzykiwania strażników. Bałyśmy się tu chodzić, ale byłyśmy tak przejęte, żeby dostarczyć chleb więźniom, że nikt z nas młodych nie myślał o ostrożności… [S.Fikus, Z zeznań świadków…]
Przez cały pobyt w obozie, a potem także podczas ewakuacji racje żywieniowe były głodowe. Spróbujcie podzielić bułkę równo pośród siebie? Czy dalibyście radę najeść się tym kawałkiem do syta?