3 lutego 1945 r.

Od kilku dni jest bardzo zimno, napadało dużo śniegu, trudno chodzi się po wsi. Marzłyśmy, ale i tak wystawałyśmy na ulicy. Do Luzina dotarł Stutthof. Z wrażenia nie wiem nawet jaka była wtedy godzina, zaczynało pomału szarzeć, gdy usłyszałam krzyki nadciągającego od strony Wyszecina i Barłomina tłumu. To, co zobaczyłam było straszne, cienie nie ludzie, wychudzeni i głodni, ledwo trzymali się na nogach. Wachmani zapowiadali, że prowadzą groźnych bandytów, do których nie wolno podchodzić, ani rozmawiać. Jednak więźniowie zaczęli prosić nas o pomoc po polsku i wówczas zorientowaliśmy się, że mamy naszych ludzi przed sobą, a nie żadnych bandziorów. Pomimo zakazu i gróźb ze strony SS-mannów zaczęliśmy podchodzić do więźniów, zwłaszcza młodzi, przeważnie dziewczęta i radzić nad pomocą. Rozbiegliśmy się też zaraz po domach, przynosząc, to co było akurat pod ręką. Po wsi rozeszła się wiadomość „Stutthof idzie!” [S.Fikus, Z zeznań świadków…]

Dopisek z dnia 10 lutego 1945 roku

Trzy kolumny z dziewięciu, które opuściły Obóz Koncentracyjny Stutthof przechodziły przez Luzino. Do Luzina pierwsi dotarli mężczyźni. Z obozu wyruszyli 25 stycznia, około 1500 osób. Noc z 3 na 4 lutego spędzili w Luzinie. Byli to głównie Polacy i Rosjanie. Kolejna kolumna licząca 900 kobiet w dniu wymarszu, to były głównie: Polki, Rosjanki, Dunki, Niemki, Norweżki i Francuski. One również noc z 3 na 4 spędziły we wsi. 4 lutego dotarła kolumna kobiet licząca w dniu wymarszu około 1600 osób. Głównie Żydówki, Polki i Rosjanki. Ile w sumie osób dotarło do wsi, nikt tak naprawdę nie wie. Warunki marszu były bardzo trudne, więźniowie i więźniarki chorzy i wyczerpani… [J. Grabowska, „Marsz Śmierci. Ewakuacja piesza…]